Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

50 lat KGHM: Dlaczego Legnica pokonała Lubin?

Agata Grzelińska
Dr Stanisław Tokarczuk napisał dwie monografie Lubina oraz  książkę o Rudnej, wydaną dzięki wsparciu KGHM
Dr Stanisław Tokarczuk napisał dwie monografie Lubina oraz książkę o Rudnej, wydaną dzięki wsparciu KGHM Piotr Krzyżanowski
Kto tak naprawdę odkrył złoża miedzi w okolicach Lubina i jak KGHM zmienił miasto - pisze Agata Grzelińska

Gdy Stanisław Tokarczuk przyjechał do Lubina, był młodym absolwentem liceum pedagogicznego w Lubomierzu. Najpierw dostał pracę w starym zagłębiu miedziowym, w Iwinach koło Bolesławca. Pod koniec lat 50. osiedliło się tam wielu absolwentów krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Za jednego z nich - geodetę Józefa Zborowskiego - za mąż wyszła siostra żony pana Stanisława. Gdy ruszyła budowa nowych kopalni miedzi, szwagierka z mężem wyprowadziła się do Lubina.

Było to wtedy małe miasteczko. Na rynku stały poniemieckie kamienice, a na ówczesnych obrzeżach, w okolicach dzisiejszego dworca PKS, rozciągało się pole, zaś w miejscu, gdzie dziś jest restauracja Lutnia, był poligon wojskowy.

W tamtych czasach nikt się nie spodziewał, że Lubin się tak rozrośnie. Wiadomo było, że miasto się powiększy, ale nikt nie miał koncepcji, do jakich rozmiarów. Tym bardziej że losy kopalni były niepewne.

- Myślano wówczas o budowie szybkiej kolei miejskiej, łączącej powstające zagłębie miedziowe z Wrocławiem. Pomysł nie wypalił - wspomina historyk, dr Stanisław Tokarczuk. - Mówiło się o dowożeniu ludzi do pracy z Wrocławia, a nie o rozbudowie miasta. W tamtym czasie budowane szyby zalewała woda. Nie znano głębokości złoża i wielu wątpiło, czy z zagłębia miedziowego w ogóle cokolwiek będzie.

Spece od górnictwa poradzili sobie jednak z wodą, technika mrożenia szybów się sprawdziła, pierwsza kopalnia powstała i szybko okazało się, że dowożenie pracowników z Wrocławia nie ma sensu. Potrzebne były mieszkania. Zaczęto więc budować pierwsze osiedle, nazwane awaryjnym ze względu na liczne usterki. Wyrosły nowe bloki, w których zamieszkała cała ówczesna młoda kadra inżynieryjna KGHM, wśród nich Zborowscy, których odwiedzali Tokarczukowie.

- Namawiali nas bardzo na przyjazd do Lubina - opowiada Stanisław Tokarczuk. - Zdecydowaliśmy się na to w 1966 roku. Wcześniej zamieszkaliśmy w Chocianowie.

Najważniejszym miejscem w nowej części Lubina był klub Eureka, gdzie na występy przyjeżdżała m.in. Izabella Skrybant-Dziewiątkowska z Tercetem Egzotycznym. - Eureka łączyła funkcje domu kultury i restauracji - wspomina Stanisław Tokarczuk. - Drugim ulubionym miejscem kopalnianej elity była restauracja Klubowa, zburzona w 1976 roku, gdy zaczęto budować punktowce przy dzisiejszej ul. Niepodległości.

Władze w tamtym czasie planowały, że Lubin osiągnie 20 tysięcy mieszkańców. - W 1965 roku zaczęli napływać do Lubina pracownicy administracji, głównie z rejonów Kłodzka i Bystrzycy Kłodzkiej. Wcześniej przyjeżdżali tu tylko ludzie związani z górnictwem - wspomina dr Tokarczuk. - Kombinat Budownictwa Ogólnego uwijał się prężnie i w 1966 roku dostaliśmy nowe mieszkanie w Rynku.
Lubinian przybywało, władze uznały, że potrzebne jest zorganizowane życie kulturalne. Powstał Miejski Ośrodek Kultury, w którym pracę dostał m.in. instruktor kulturalno-oświato-wy Stanisław Tokarczuk. Szybko zauważył, że tym, co łączyło górników, którzy przyjechali do Lubina z różnych stron Polski, była muzyka.

- Górnicy lubili grać, byli muzykalnymi ludźmi, działało tu sporo orkiestr dętych. Tylko w Lubinie były cztery, może nawet pięć - wspomina Tokarczuk. - Dyrygenci dojeżdżali, a MOK organizował przeglądy orkiestr dętych.

W 1968 roku Lubin odwiedził Władysław Gomułka. Przyszłość zagłębia miedziowego nie budziła już wątpliwości. Oprócz kopalni powstawały zakłady przetwórstwa rudy, przed miastem rysowała się świetlana przyszłość.

- Władze kazały więc opracować koncepcję kultury dla Lubina - mówi Tokarczuk. - W przeciwieństwie do Turoszowa, który nastawiał się na kupno gwiazd, my zdecydowaliśmy się na własną działalność. Oprócz orkiestr rozwijały się młode zespoły muzyczne, działał kabaret Ość, powstał Zespół Pieśni i Tańca Lubin.

W maju 1966 roku powstało Towarzystwo Miłośników Ziemi Lubińskiej, które dość mocno związało kulturę z miedziowym kombinatem. Głównie za sprawą ludzi. Późniejszym prezesem był Edward Rippel, wówczas dyrektor ds. pracowniczych w KGHM. Jednym z przedsięwzięć TMZL była Wiosna Młodego Lubina.

- Przypominała dzisiejsze Dni Lubina, ale trwała cały maj - opowiada Stanisław Tokarczuk. - Były parady, koncerty, przedstawienia, wystawy.

Lubinianie wyjeżdżali na Festiwal Piosenki Radzieckiej do Zielonej Góry, a w mieście uznano, że skoro górnicy lubią muzykę, ich dzieci na pewno też.

- Dlatego w 1975 roku utworzyliśmy szkołę muzyczną I stopnia - dodaje dr Tokarczuk.

Dla miasta był to nie najlepszy czas. Liczący już ok. 60 tys. mieszkańców Lubin przegrał z Legnicą rywalizację o status miasta wojewódzkiego. Choć wydawało się, że skoro tutaj jest siedziba KGHM, a więc również serce zagłębia miedziowego i że tylko kwestią czasu jest, by miasto rozrosło się do 100 tys. mieszkańców, wygrała Legnica, w której była tylko rozsiewająca śmierdzące wyziewy huta. Nikomu się nie śniły osiedla Kopernik i Piekary. Co zatem zdecydowało o wyniku?

- Jak mówił rządzący wówczas powiatem lubińskim pan Dalgiewicz, Legnica użyła argumentu antyradzieckiego klimatu - wspomina historyk z Lubina. - Zorganizowano manifestację, na której podstawieni prowokatorzy krzyczeli, że Legnica się nie może rozwijać przez obecność Rosjan. Mieli transparenty z napisami: "Precz z Rosjanami". Aby udowodnić, że Rosjanie nie blokują rozwoju Legnicy, ustanowiono ją miastem wojewódzkim.
Dla Lubina oznaczało to chwilowy krach. Zastopowano dopływ pieniędzy, bo odtąd większość funduszy szła do Legnicy. Siedziba województwa musiała się przecież rozwijać. Zamiast stutysięcznego Lubina, w którym pomiędzy osiedlami miały jeździć trolejbusy, niespełna 30 km dalej wyrosła stutysięczna Legnica, której Lubin nie pokonał do dziś. Dlaczego?

- Pewnie po części dlatego, że zawsze mankamentem Lubina był brak współpracy pomiędzy miastem a kombinatem - przypuszcza Stanisław Tokarczuk. - Kiedyś na sesji rady miejskiej pojawił się jeden z dyrektorów KGHM i powiedział otwarcie,że on woli dać pieniądze Legnicy czy Głogowowi, bo to są miasta, a Lubin nigdy nie był i nie będzie miastem. Ów dyrektor pochodził z Wrocławia. Pewnie to, że zazwyczaj władzę w KGHM pełnią ludzie z zewnątrz, którzy nie czują związku z Lubinem, też nie jest bez znaczenia.

Na przełomie lat 70. i 80. był dosyć ważnym punktem na naukowej mapie. W siedzibie KGHM działała rewelacyjnie wyposażona biblioteka techniczna, która w niektórych dziedzinach miała księgozbiór lepszy od uniwersyteckiej. Oprócz prac badawczych, typowo technicznych, gromadziła pionierskie opracowania z zakresu badań społecznych.

- Prace te powstawały w ramach Komitetu Badań Rejonów Uprzemysłowionych - dodaje dr Tokarczuk. W tym czasie w Polsce zrodził się też sojusz artystów z przemysłem. Do takich ośrodków jak zagłębie miedziowe przyjeżdżali aktorzy, malarze, pisarze. Pokłosiem jednej z takich wizyt był zbiór reportaży Hanny Krall.

- Napisała m.in. taki tekst o mentalności żon górników, które marzyły o enerdowskich tapetach w złote wzory - dodaje historyk.

Wspominając lata 80., nie można pominąć wielkiej społecznej zbiórki na budowę pomnika Jana Wyżykowskiego, odkrywcy złóż miedzi. Stanisław Tokarczuk był wówczas dyrektorem Domu Kultury Zagłębia Miedziowego.

Od ministra finansów dostał pozwolenie na zorganizowanie loterii fantowej. Udało się zebrać sumę równą dzisiejszym 200 tys. zł. Nagrodę główną - mały fiat, wylosował górnik emeryt. - Za ten pomnik dra Jana Wyżykowskiego dostałem złotą odznakę Budowniczy LGOM - wspomina dr Tokarczuk. - Choć wciąż forsuję prawdę, że Jan Wyżykowski jedynie potwierdził to, co wiedział i opisywał wcześniej prof. Józef Zwierzycki z Uniwersytetu Wrocławskiego. Miedzi szukali już Niemcy. Ale to prof. Zwierzycki bardzo dokładnie opisał tutejsze złoża, miał szczegółowe materiały, przewidywał, że tu jest miedź. Władza z Warszawy wolała jednak, by zrobił to geolog z Warszawy.

Dr Jan Wyżykowski korzystał z badań prof. Zwierzyckiego. Wielokrotnie potwierdzał to dr Tadeusz Zastawnik.

Z kalendarium Polskiej Miedzi

Rok 1970
3 III - rozruch automatycznego załadunku pieców szybowych w hucie Legnica
14 III - w kop. Polkowice dzięki laserowi z Wojskowej Akademii Technicznej od-chylenie przy zbiciu dwóch chodników o długości 5 km wyniosło 34 cm
16 V - po raz pierwszy w głogowskim Domu Kultury obchodzono Dzień Hutnika
20 VI - Rząd zdecydował, że KGHM będzie wielozakładowym samofinansującym się kombinatem, z wydzielonym zarządem
25 VI - powołano ZG Rudna w budowie
1 VII - do KGHM włączono Hutę Miedzi Legnica, Zakłady Mechaniczne Legmet i Zakłady Badawcze i Rozwojowe Miedzi Cuprum we Wrocławiu
31 XII - powiat lubiński miał 66,3 tys. mieszkańców zameldowanych na stałe i 1 tys. czasowo (w 1960 roku: 34,4 tys. i 1,1 tys.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska