Bo jak tu się nie zdziwić, kiedy idąc deptakiem przy Świdnickiej, słyszy się eleganckiego akordeonistę o dalekowschodnich rysach, który smętnie (choć znakomicie) gra ni mniej, ni więcej tylko "Lili Marlen". Prawdopodobnie, gdybym nie miał dziadka w armii Andersa, tylko wprost przeciwnie, zdziwieniu towarzyszyłoby wzruszenie. Nie towarzyszyło. A i samo zdziwienie trwało jedynie do momentu, w którym ustąpiło, sam nie wiem, jak to nazwać, osłupieniu? A może był to już szok?!
Czytam oto jakieś sprawozdanie z naukowych badań nad stanem umysłów moich rodaków w minionym dwudziestoleciu i dowiaduję się, że za największą i najważniejszą zmianę, jaka się dokonała w naszej niepodległej rzeczywistości, Polacy uznali... możliwość grillowania. Więc co - osłupienie, czy szok, bo przecież nie jakieś banalne zdziwko.
Kiedy się jednak człowiek chwilę zastanowi, mijają mu wzniosłe stany emocjonalne i już bez zbędnych egzaltacji czy innych ekscytacji zadaje sobie proste pytanie - a właściwie dlaczego nie? Po pierwsze powszechny dostęp (i do grilla, i do karkówki), po drugie wolność (grilla możemy sobie ustawić gdzie chcemy), po trzecie przyjemność (kto nie wie, jak smakuje opieczona kiełbasa, polana musztardą i podlana piwem). Czy coś jeszcze potrzebne jest do szczęścia?
Ktoś powie: wszystko przez nasze atawistyczne tęsknoty. Ognisko, patyk, na patyku zwyczajna, w popiele ziemniaki. Do tego nas ciągnie. Błąd. Dzisiaj nawet przy ogniskach (gdzieś na wczasach, obozach) obowiązkowo ustawiany jest grill. Taki potężny, wspólny.
Kto nie lubi, ma swój. Niewielki, stanowiący obowiązkowe wyposażenie samochodu. Apteczki i gaśnicy może nie być, grill, węgiel drzewny i podpałka być muszą. Zwłaszcza teraz. Od maja do października. To już taka nasza świecka i uświęcona tradycja. Tak. Najważniejsza przemiana, jaka dokonała się w minionym dwudziestoleciu. Esteci wybrzydzają - to jakaś mania dzikusów, grillują nawet na balkonach mrówkowców. Nie. To nowa kultura Polaków, obyczaj, którego nikt nam już nie odbierze.
Rozstawiamy prościutkie urządzenie na trzech przeważnie nogach, sypiemy węgiel, polewamy podpałką, zapalamy ogień, na ruszt rzucamy już dla naszej wygody w markecie przyprawioną porcję karkówki, kaszanki, bakłażana (dla wegetarian) i "żarzy się grill i szumią knieje". Aha. I żadnego drużynowego wśród nas nie ma. Nie po to walczyliśmy o swobodę grillowania, żeby teraz jakiś drużynowy siedział wśród nas i opowiadał "starodawne dzieje". Co najwyżej, jeżeli w naszym przydomowym ogródku (10 na 10 m) urządzamy dziś grilla dla rodziny i znajomych z okazji majowych świąt, możemy zaprosić akordeonistę. Żeby nam zagrał. Niekoniecznie "Lili Marlen", choć właściwie czemu winna piosenka? 21. sezon polskiego grillowania czas zaczynać!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?