Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

104-letni biegacz z Dolnego Śląska: Zamierzam żyć do samej śmierci

Małgorzata Moczulska
Stanisław Kowalski. Nie znosi lekarzy, a kondycję sprawdza bardzo prosto - ściga się z ludźmi, którzy idą przed nim. I najczęściej udaje mu się być szybszym...
Stanisław Kowalski. Nie znosi lekarzy, a kondycję sprawdza bardzo prosto - ściga się z ludźmi, którzy idą przed nim. I najczęściej udaje mu się być szybszym... fot. Tomasz Hołod
Pokazały go telewizje w Japonii i Ameryce. Zna go cała Świdnica. Stanisław Kowalski ma 104 lata i jest rekordzistą Europy w biegu na 100 metrów. Nie, nie sprzed lat. Aktualnym. W swojej kategorii wiekowej.

Ja jestem, proszę pani, wyjątkowy i niezniszczalny egzemplarz. Mam już 104 lata, ale czuję się na co najmniej 50 mniej. I rekord świata jeszcze pobiję. Cierpliwości. Mam czas - mówi Stanisław Kowalski ze Świdnicy. I nikt, kto go zna, w to nie wątpi. W końcu pokazał już, jak jest szybki, kiedy w maju "setkę" przebiegł w czasie 34 sekund. Już wtedy próbował pobić rekord świata, który należy w tej kategorii wiekowej do 103-letniego Japończyka (100 metrów w 28 sekund). Wyczyn się nie udał, ale pan Stanisław i tak wpisał się do historii jako rekordzista Europy! Ale po biegu postanowił, że spróbuje raz jeszcze. Tym razem jednak choć odrobinę się przygotowując. Termin wyznaczył na połowę czerwca, ale bieg musiał odłożyć, bo... bolała go noga.
- Zmusili mnie nawet do wizyty u lekarza. A ja lekarzy nienawidzę. Na szczęście, tak jak mówiłem, nic mi nie jest. Zwykły ból. Jak ktoś ma ponad sto lat, to czasem musi go coś zaboleć, żeby czuł, że żyje. Ale ból sam minie - mówi senior i zapowiada, że kolejna próba bicia rekordu w lutym, w hali w Toruniu, podczas mistrzostw lekkoatletycznych.

Urodził się 14 kwietnia 1910 roku w powiecie koneckim. Od ponad 20 lat mieszka razem z 78-letnią córką w Świdnicy. Pochodzi z długowiecznej rodziny. Mama dożyła 99 lat, żona i teściowa 90. Jest w znakomitej formie, mimo że nie miał łatwego życia. Przeżył dwie wojny i zwłaszcza ta druga dała mu się mocno we znaki.
- Dziadek nie raz opowiadał o czasach okupacji, o ukrywaniu się przed Niemcami w stogach siana, spaniu w jakichś norach na mrozie, o tym, że chodził głodny - wspomina jego wnuk Marek Baszak. - Potem przez lata była ciężka praca na kolei i gospodarstwie. Odpoczywa dopiero od 25 lat, kiedy zamieszkał w bloku u córki i wszyscy się nim opiekujemy, choć on niekoniecznie to lubi - dodaje.

Stanisław Kowalski narzeka jednak, że bliscy czasem traktują go jak staruszka. Do lekarzy każą chodzić, badać się i oszczędzać.
- Bo dziadka to trzeba pilnować jak dziecko. Jak kiedyś miał brać lekarstwa, to tabletki znaleźliśmy schowane za łóżkiem - wnuk podkreśla jednak, że dziadek zawsze miał poczucie humoru. Uwielbia żartować sobie z tego, jak bardzo muszą nie lubić go w ZUS-ie za to, że wciąż muszą mu płacić emeryturę.
- To człowiek, który się nigdy niczym się nie stresuje. No, może jedynie grą w totolotka, bo gra nałogowo. Z sukcesami zresztą, choć te są odległe. 30 lat temu trafił piątkę- opowiada Marek Baszak.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pytany o sposób na dobre zdrowie i długowieczność, pan Stanisław odpowiada, że do tego trzeba z pewnością dobrych genów, ale też chęci do życia. - Nie wolno też objadać się i raczej nie jadać na noc. Ale trzeba sobie też dawać luz. Ja czasem to nawet i trzy kawy dziennie wypiję, choć nie powinienem. Ba! Zdarza mi się nawet trochę alkoholu. Konieczny jest też ruch. Siedzenie w domu nikomu nie pomaga - mówi.
Sam przez kilkadziesiąt lat dojeżdżał 12 kilometrów do pracy na rowerze. I to niezależnie od pory roku i aury na dworze.
Kiedy rodzina zabroniła mu jazdy na rowerze, zaczął chodzić. Każdego dnia maszeruje nawet po 10 kilometrów, przy okazji sprawdzając swoją kondycję. Lubi wypatrywać kogoś dużo młodszego przed sobą i go gonić albo choć dotrzymywać mu kroku. Za-zwyczaj mu się ta sztuka udaje. To właśnie podczas takiego spaceru zauważył go kiedyś starosta świdnicki, sam na co dzień mocno związany ze sportem (jest szefem Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki). Kiedy poznał dziarskiego seniora i przekonał się, ile w nim pogody ducha, postanowił pokazać innym, że w formie można być w każdym wieku.
- A pana Stanisława do próby bicia rekordu nie trzeba było długo namawiać - mówił.
I choć córka seniora denerwowała się, że ojciec chce w tym wieku wyczynowo uprawiać sport, postawił na swoim. Oklaskiwany przez kilkaset osób stanął na bieżni stadionu lekkoatletycznego wrocławskiej AWF i przebiegł sto metrów najszybciej jak potrafił. Na mecie wcale nie był zmęczony.

- Czuję się tak, jakbym się dopiero narodził - oznajmił. Zaznaczył, że nie przygotowywał się specjalnie do tej próby. Przez ostatnie dni jak zwykle maszerował. A miał jedynie dodatkowe trzy treningi, aby zapoznać się z bieżnią.
- Dziadek z dnia na dzień stał się gwiazdą i ta popularność bardzo mu się spodobała. Wywiady, zdjęcia, rozmowy. Był w swoim żywiole. To jeszcze dodało mu skrzydeł i odmłodziło - mówi Marek Baszak, który przyznaje, że musiał go chronić przez tym oblężeniem mediów. - A to chcieli filmować dziadka na siłowni, choć na nią nie chodzi, a to podczas treningu na bieżni. Musiałem być asertywny i mówić "nie" - opowiada.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dziś pan Stanisław jest w Świdnicy rozpoznawalny, zwłaszcza w dzielnicy, gdzie mieszka, ma sporą grupę fanów. Przyznaje, że lubi ludzi, lubi zatrzymać się, porozmawiać i pożartować. Ma też swoją stronę w internecie, na której rodzina gromadzi opublikowane o nim materiały.
W czerwcu pan Stanisław otrzymał Orła Powiatu Świdnickiego. Nagrodę odbierał podczas sesji rady powiatu. - O wyczynie tego pogodnego człowieka mówił cały świat, największe telewizyjne od USA po Japonię. To dla powiatu promocja i duma, że ma takiego mieszkańca. Dlatego Orzeł, nagroda dla wyjątkowych mieszkańców powiatu, należy mu się bezsprzecznie - mówił starosta Zygmunt Worsa, wręczając sprinterowi statuetkę.

Pan Stanisław był tego dnia wyjątkowo elegancki. Ubrany w białą koszulę i ciemny garnitur prezentował się znakomicie. Uśmiechnięty, opalony, kroczący przez salę dziarskim korkiem. Nikt nie dałby mu więcej niż 70 lat. - Czuję się znakomicie. I na tamten świat się w najbliższym czasie nie wybieram. Zamierzam żyć do samej śmierci i czerpać z tego życia pełnymi garściami... A właśnie, nie pogardziłbym z tej okazji "pięćdziesiąteczką" - żartował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska